Niebo na własność/ Luke Allnutt
Ludzie mają to do siebie, że bardzo chętnie czytają smutne historie, po których mogą pomyśleć "to nie ja mam najgorzej". Wiedzą o tym producenci filmowi i pisarze, w tym Luke Allnutt, twórca powieści "Niebo na własność". Jego pomysł na książkę był dobry, nawet bardzo dobry i mógł gwarantować sukces, ale w którymś momencie pojawiły się szereg problemów. Czy Allnutt podołał? Czy jego "Niebo na własność" to pozycja, z którą warto się zapoznać?
Fabuła tej powieści opiera się na prostym schemacie- on, ona i syn Jack. Rob jest świetnym informatykiem, Anna poukładaną sekretarką. Poznali się na studiach i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Po kilku nieudanych próbach doczekali się synka, Jack'a, który jest ich oczkiem w głowie. I tu autor mógłby zamknąć ich historię, kończąc ją "i żyli długo i szczęśliwie". Tak niestety się nie dzieje. W wieku pięciu lat Jack zaczyna się zachowywać dziwnie, ma problemy z chodzeniem, mową, mimo tego, że wcześniej był aktywnym, sprawnym dzieckiem. Okazuje się, że chłopiec jest chory na raka. Rodzice staczają zaciętą walkę z czasem i chorobą chłopca.
"Siedzieliśmy w parku i staraliśmy się nie myśleć o powolnym upływie czasu. Kiedy żyje się w spokoju i ma się przyziemne zmartwienia, czas płynie niezauważalnie niczym działająca w tle aplikacja. Teraz jednak nie sposób było go zignorować: złowieszczo odliczał sekundy jak najmniejsza wskazówka na gigantycznym Orwellowskim zegarze."
Brzmi zachęcająco, prawda. Lubię czytać o walce ludzi z chorobą, z losem. Jednak w "Niebie na własność" pojawia się jeden problem- autor ma świetny zamysł na kawałki historii, ale absolutnie żadnego pomysłu jak te kawałki ze sobą posklejać. I tak od porodu przenosimy się do momentu kiedy Jack ma 5 lat, w kolejnych rozdziałach też skaczemy w czasie, co powodowało, że historia nie była spójna. Przyznam szczerze, że nie do końca mi to grało, bo miałam wrażenie, że Luke Allnutt sam nie wie co powinien uczynić z naszymi bohaterami. Na prawie 400 stronach chce opisać zdecydowanie za dużo, więc akcja jest dosyć nieregularna. Niektóre części historii dzieją się zbyt szybko, mimo tego, że był w nich potencjał, a inne są niepotrzebnie rozwleczone. Mimo ciężaru jaki niesie za sobą historia, jest ona okraszona banałami. Miłość od pierwszego wejrzenia osób, które zupełnie do siebie nie pasują (o czym później), alkoholizm, z którego wychodzi się z dnia na dzień. To mi niestety nie grało, chociaż nie są to wady, przez które odradzałabym komuś przeczytanie "Nieba na własność".
"Ludzie lubią opowiadać historie o śmierci, nieszkodliwe bajania o tym, że widzieli duszę opuszczającą pokój. jednak w Ashbourne House wszystko wyglądało dokładnie tak jak przedtem. Nie było łuny światła ani delikatnego drżenia parapetu."
Kolejną sprawą są nasi główni bohaterowie. Anna i Rob. Para, która w realnym życiu nigdy nie miałaby prawa ze sobą być. Owszem, przeciwieństwa się przyciągają, ale raczej w kontekście przelotnego romansu, a nie małżeństwa. Rob jest lekkoduchem, wierzy, że zawsze wszystko się uda i zawsze będzie dobrze. Bywa też zbytnio roszczeniowy wobec osób bliskich. Anna natomiast jest poukładana aż do przesady, jej dzień jest podporządkowany planowi, nic co robi, nie jest przypadkowe. Do tego, małżeństwo w momencie gdy pojawiają się problemy nie rozmawia o tym. Milczą, zamiast się wspierać, dlatego nie dziwie się, że ich związek zaczął się sypać.
Był jeden wątek, który bardzo mi się podobał i chodzi tu o klinikę doktora Sladovskiego i forum internetowe. Tych fragmentów historii wyczekiwałam najbardziej i czytałam z największą przyjemnością.
"Niebo na własność" to nie jest zła książka. Pomysł- jak zwykle w przypadku tego typu historii- był dobry, ale samo wykonanie mogłoby być lepsze, bardziej dopracowane. Pewne niedociągnięcia sprawiały, że nie jestem w stanie Wam jej w pełni zarekomendować, ale mimo tych wad, nie mogę powiedzieć, że czuję się zawiedziona. Ta pozycja jest klasycznym przykładem obyczajówki na lato, przy której się wzruszycie i spędzicie z nią przyjemnie czas.
Ubolewam zawsze nad książkami, które miały dobry pomysł, ale gorszą realizację..Miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńTo pewnie jak sięgnę, będę miała podobne odczucia co do Twoich. Czy przeczytam, pewnie tak, tlyko nie wiem kiedy. Popłakać sobie lubię XD.
OdpowiedzUsuńJuż po opisie nie sądziłam, że będzie to książka dla mnie, a skoro dodatkowo uważasz, że nie jest ona wybitna, to tym bardziej po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńJa właśnie jestem podczas jej lektury i jak na razie zapowiada się fajnie;)
OdpowiedzUsuńKsiążka po opisie przyciągnęła mnie jak magnez do metalu. Ale już twoja recenzja mi ostudziła ten zapał. Myślę, że autor trochę musi się rozkręcić i dopracować swój styl. Cieszę się również iż subiektywnie podeszłaś do napisania recenzji. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZaczytanajola
Pomysł na tą książkę od początku wydawał mi się ciekawy, jednak z jakiegoś powodu nie mogłam się do niej przekonać - wydawało mi się, że to nie do końca historia dla mnie. Raczej nie zamierzam po nią sięgać, mimo że nie jest zła ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS
Kurczę. Szkoda.
OdpowiedzUsuńSłyszałam kiedyś, że bardzo często jest tak, że te książki, które są napisane z dobrym pomysłem, mają kiepską realizację, a te, które mają średni pomysł, wypadają super. Widocznie tutaj było podobnie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńKinga K.8 lipca 2018 07:59
Ubolewam zawsze nad książkami, które miały dobry pomysł, ale gorszą realizację..Miłego dnia :)
ODPOWIEDZ
Polecam Goodbook8 lipca 2018 08:00
To pewnie jak sięgnę, będę miała podobne odczucia co do Twoich. Czy przeczytam, pewnie tak, tlyko nie wiem kiedy. Popłakać sobie lubię XD.
ODPOWIEDZ
Jellyfish8 lipca 2018 11:25
Już po opisie nie sądziłam, że będzie to książka dla mnie, a skoro dodatkowo uważasz, że nie jest ona wybitna, to tym bardziej po nią nie sięgnę.
ODPOWIEDZ
Asia Hadzik8 lipca 2018 12:30
Ja właśnie jestem podczas jej lektury i jak na razie zapowiada się fajnie;)
ODPOWIEDZ
Jolanta Mazurkiewicz8 lipca 2018 13:03
Książka po opisie przyciągnęła mnie jak magnez do metalu. Ale już twoja recenzja mi ostudziła ten zapał. Myślę, że autor trochę musi się rozkręcić i dopracować swój styl. Cieszę się również iż subiektywnie podeszłaś do napisania recenzji. Pozdrawiam.
Zaczytanajola
ODPOWIEDZ
Margo Roth9 lipca 2018 00:06
Pomysł na tą książkę od początku wydawał mi się ciekawy, jednak z jakiegoś powodu nie mogłam się do niej przekonać - wydawało mi się, że to nie do końca historia dla mnie. Raczej nie zamierzam po nią sięgać, mimo że nie jest zła ;)
Pozdrawiam cieplutko!
BOOKS OF SOULS
ODPOWIEDZ
Panna Izabela10 lipca 2018 02:54
Kurczę. Szkoda.
Słyszałam kiedyś, że bardzo często jest tak, że te książki, które są napisane z dobrym pomysłem, mają kiepską realizację, a te, które mają średni pomysł, wypadają super. Widocznie tutaj było podobnie.
ODPOWIEDZ
Czuję, że jestem zawsze tą jedyna osobą, która nie lubi powieści o walce z chorobami, wystarczy jak przypomnę sobie jak zasypiałam na "Gwiazd naszych wina", nie mogę tej książki znieść, ale tu nie o tym, haha. Szczerze, jak widzę w opisie książki, że jeden z bohaterów jest informatykiem mam ochotę to przeczytać od razu (takie zboczenie zawodowe) i niestety nie zawsze mi się udaje, ale w innych powieściach doszukuję się niuansów informatycznych i bzdur, no cóż. Wracając do powieści - mimo, że temat nie jest tak dobrze wykorzystany chętnie po nią sięgnę.
https://myszkarecenzuje.blogspot.com
Uwielbiam książki o takiej tematyce i nie mogłam się doczekać, aż przeczytam "Niebo na własność" ale słyszałam ostatnio tyle kiepskich opinii, że trochę mi się odechciało. :D
OdpowiedzUsuńDziewczyna z biblioteki
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHmm, trafiłam na Twojego bloga przez przypadek, ale już po tej recenzji jestem pewna, że zdecyduję się zostać na dłużej. A po książkę raczej nie sięgnę, bo czuję, że to jednak nie jest pozycja, która mogłaby mi przypaść do gustu. Pozdrawiam! ♥
OdpowiedzUsuńhttps://niepoprawnarecenzentka.blogspot.com